Wychodzona wspólnota. Wywiad z Ewą Szmitką dla Newsweek Psychologia 2/2024

Źródło: wywiad dla magazynu "Newsweek Psychologia nr 2/2024. Opublikowano za zgodą redakcji. Foto: archiwum własne Ewy Szmitki.
Istnieje przekonanie, że sport to „męska wyspa”. Jeśli chcą go uprawiać dziewczyny, muszą przestrzegać panujących w nim i ustalonych przez mężczyzn reguł. A naczelną regułą jest rywalizacja, dążenie do wygranej za wszelką cenę. O tym, jak można to zmienić – mówi pasjonatka piłki nożnej chodzonej, współtwórczyni Klubu Sportowego KONTRA, Ewa Szmitka
Rozmawia: Małgorzata Mierżyńska
Małgorzata Mierżyńska: Jest pani zapaloną promotorką piłki nożnej chodzonej. Czy w ogóle da się grać w piłkę, nie biegając?
Ewa Szmitka: Kiedyś wydawało mi się to niemożliwe. Teraz już wiem, że to nie tylko się udaje, ale też sprawia tyle samo frajdy co klasyczny futbol. Na początku trudno się przyzwyczaić, że nie wolno biegać, ale potem to wchodzi w krew. Na dodatek, okazuje się, że chodząc można się bardzo zmęczyć.
Na czym polega specyfika tego sportu i kto go może uprawiać?
Piłka nożna chodzona, czyli walking futbol jest odmianą piłki nożnej skierowaną do osób o nieco mniejszych możliwościach fizycznych. W turniejach i oficjalnych meczach przyjmuje się kategorię wiekową dla kobiet 40 plus, a dla panów 50 plus. Jednak w zajęciach treningowych uczestniczyć może każdy. Jest tylko jeden warunek: trzeba szanować kluczową, w moim przekonaniu, zasadę piłki chodzonej, czyli dbać o bezpieczeństwo własne i innych grających.
Czym to się różni od reguł w innych sportach? Wszędzie przecież obowiązuje fair play.
Teoretycznie tak, ale w praktyce często wygląda to inaczej. Tym bardziej, że większość gier zespołowych dopuszcza kontakt fizyczny, traktując faul jako element gry. W piłce chodzonej kontakt fizyczny między grającymi jest bardzo ograniczony, a dzięki temu znacząco maleje ryzyko urazu. Zakazana jest gra wysoką piłką. Kopiemy maksymalnie do wysokości bioder, by chronić głowę, bo wraz z wiekiem coraz więcej osób nosi okulary. Gramy też na mniejszym boisku i w kilkuosobowych zespołach. Przepisowo boisko powinno liczyć 20 na 40 metrów, ale w praktyce jego rozmiar, podobnie jak wielkość bramki jest kwestią drugorzędną. Znacznie ważniejsza jest filozofia tej gry.
Na czym ona polega?
Po pierwsze, wchodzę na boisko w poczuciu odpowiedzialności za bezpieczeństwo własne i innych grających. Jeżeli wiem, że dysponuję bardzo silnym uderzeniem, to go nie używam. Po drugie, koncentruję się na dobrym samopoczuciu psychicznym, tak swoim, jak i pozostałych osób. Unikam złości, irytacji, przekleństw. W tej grze wynik jest kwestią drugorzędną. Najważniejszy jest jej społeczny aspekt - stawiamy na bycie razem i wspólną zabawę. Zespoły są mieszane, w grupachtreningowych biorą udział chętni między 10 a 65 rokiem życia, niezależnie od stopnia sprawności i umiejętności piłkarskich. Także ci, którzy całe życie mieli zwolnienie z WF-u, ale postanowili spróbować zupełnie nowej formy aktywności fizycznej i zadbać o swoje zdrowie. W tej grze nie odnajdzie się tylko ktoś z silnym genem zwycięzcy za wszelką cenę.
A dlaczego pani walking futbol zawrócił w głowie, skoro całe życie szalała pani za klasycznym futbolem?
Gdy byłam małą dziewczynką, kochałam kopać piłkę. Nic innego nie sprawiało mi tyle radości. Przez chwilę udało mi się grać z chłopakami w klubie Zawisza Rzgów. Byłam tam jedyną dziewczynką, ale to mi zupełnie nie przeszkadzało. Jednak, gdy miałam 11 lat okazało się, że przepisy zabraniają dziewczynkom trenować z chłopcami i dostałam zakaz wstępu na treningi. W ten sposób po raz pierwszy w życiu zetknęłam się z dyskryminacją, choć wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to, co mnie spotkało, tak się właśnie nazywa. Bardzo to przeżywałam. Marzenia o piłce pogrzebałam na wiele lat i wróciłam do nich dopiero mocno pod trzydziestce. Przypadkowo, ale gra napełniła mnie takim szczęściem, że postanowiłam zrobić wszystko, żeby tym razem nie zrezygnować z marzeń. I tak po 25 latach wróciłam na stadion Zawiszy. Tym razem już nie sama, tylko z dwudziestką dziewczyn, z którymi stworzyłyśmy ligowy zespół kobiecy. Nadal jeszcze grywam ligowo, ale już coraz trudniej jest mi ścigać się z nastolatkami. W 2019 roku poznałam Jarka Paradowskiego, który sprowadził do Polski z Anglii walking futbol. Zaczęliśmy organizować pokazowe treningi i miniturnieje. W ubiegłym roku opracowaliśmy podręcznik dla osób, które chciałyby prowadzić takie zajęcia. Wyjaśniamy, jak to robić, od czego zacząć, na co zwrócić uwagę, na czym się skupić. Dzięki gerontolożce Grażynie Busse, podrzucamy trochę teorii o tym, jak się uczą osoby dorosłe i jak istotna dla dobrego życia jest aktywność fizyczna.
Polki raczej nie przepadają za sportem. Badania wykazują, że uprawiają go rzadko lub bardzo rzadko. Tak „już mają” od urodzenia, czy też coś ich do sportu zniechęca?
Jako społeczeństwo jesteśmy leniwi. W grupie powyżej 18 roku życia 64 procent Polaków przyznaje się, że nie uprawia żadnej aktywności fizycznej, nawet nie chodzi na spacer ani nie jeździ na rowerze. Regularną aktywność fizyczną niemal wszyscy porzucamy wraz z końcem edukacji szkolnej. Ogólnie jest więc bardzo źle. Na dodatek sport uprawia zdecydowanie mniej dziewcząt niż chłopców. Wpływa na to mnóstwo czynników. Chociażby to, że dziewczyny lubią być zadbane, a po WF-ie nie ma czasu ani warunków na kąpiel i makijaż. To sprawia, że unikają sportowych aktywności w szkole, a wraz z wiekiem podejmowanie nowych wyzwań przychodzi trudniej. Istnieje też przekonanie, że sport to „męska wyspa”. Dziewczyny, jeśli chcą go uprawiać, to muszą przestrzegać panujących w nim i ustalonych przez mężczyzn reguł. A naczelną regułą jest rywalizacja, dążenie do wygranej za wszelką cenę.
Tyle się mówi o wyrównywaniu szans, a w sporcie nic się nie zmieniło, to nadal męski świat?
Zmieniło się, ale prezesek, sportsmenek i trenerek nadal jest niewiele. Dziewczyny nie mają się na kim wzorować. Zrobiłyśmy badania ankietowe, pytając, czego potrzebują kobiety w sporcie. Większość ankietowanych odpowiedziała, że kobiecych wzorów do naśladowania. W sporcie jest jak w biznesie, schematy działają w bardzo podobny sposób. Mając przykład, inspirujemy się nim i za nim podążamy.
Co mogłoby skłonić kobietę 50 plus, która nie uprawiała sportu, do podjęcia aktywności fizycznej?
Po pierwsze chęć posiadania sprawnego ciała. Przecież im dłużej będziemy sprawne, tym dłużej będziemy niezależne. Kiedyś podstawową grupę wsparcia stanowiła bliższa i dalsza rodzina. 20 lat temu 60-latka miała średnio 47 żyjących członków rodziny. W obecnej sytuacji demograficznej ta grupa dramatycznie się kurczy. Za 10 lat będzie ich mieć dwunastu. Zadbanie o sprawność fizyczną zwiększa szanse na dłuższą samodzielność i niezależność w najprostszych rzeczach: robieniu zakupów, przygotowaniu posiłku czy wzięciu kąpieli. Do tych wszystkich rzeczy potrzebujemy sprawnego ciała. Współczesny styl życia sprawia też, że pokolenie dzisiejszych trzydziestolatków jest słabsze niż ich rodzice, a z następną generacją będzie jeszcze gorzej. Jeśli więc liczymy, że zadbają o nas dzieci, to możemy się przeliczyć. Wreszcie, kurczenie się rodzinnych grup wsparcia powoduje, że rośnie ryzyko samotności, a samotność jest jednym z czynników generujących depresję. Gdy jednak zaczniemy się ruszać, najlepiej w jakiejś grupie międzypokoleniowej, to nie tylko zabezpieczamy sobie dobrostan fizyczny i psychiczny, ale też w pewnym stopniu bezpieczną przyszłość. Powinniśmy to zrobić najpóźniej w wieku 40-50 lat, bo im będziemy starsi, tym trudniej będzie nam zacząć. I najlepiej wybrać gry zespołowe.
A dlaczego nie nordic walking czy pilates?
Dlatego, że sporty zespołowe pozwalają wejść w grupę, poznać osoby, które łączy wspólna pasja. Z reguły spotykamy się nie tylko na treningach. Organizujemy też wspólnie spotkania urodzinowe, wyjazdy na turnieje i rozgrywki. Z moją grupą piłki chodzonej lecimy w maju na turniej do Barcelony. Rozgrywki trwają dwa dni, ale zostaniemy tam tydzień. Dla nas to wyjazd na urlop z grupą przyjaciół, a przy okazji pogramy w piłkę (śmiech). A co najważniejsze, każdemu wyjściu z treningu towarzyszą pozytywne emocje, które powodują wyrzut endorfin, czyli hormonów szczęścia. Sporty zespołowe to doskonała okazja do poznawania nowych ludzi. Zwróciła mi na to uwagę moja 70-letnia mama, którą parę razy zabrałam na trening. Powiedziała mi, że najfajniejsze było dla niej to, że poznała nowe dziewczyny, bo w jej wieku to już się ludzi raczej żegna, niż poznaje. Poza tym, nie da się uprawić sporów zespołowych, poprzestając na rzuceniu „Dzień dobry” i „Do widzenia”. Na treningu kosza, piłki nożnej czy siatkówki musisz się komunikować werbalnie i niewerbalnie. To powoduje, że nawiązywanie kontaktu następuje bardzo szybko, a za nim idzie budowanie więzi i tworzenie wspólnoty. To kwestia dwóch, trzech treningów i już jesteś kumpela. Dla ludzi, którzy wcześniej sportem się nie zajmowali, to także wyzwanie edukacyjne. Muszą się nauczyć, jak piłkę kopnąć, jak ją przyjąć, a w międzyczasie rozejrzeć się, gdzie są koleżanki, a gdzie przeciwniczki, gdzie bramka moja a gdzie rywalek. Jest mnóstwo elementów pobudzających pracę mózgu i dużo bodźców, na które trzeba bardzo szybko zareagować. Gry zespołowe powodują, że zaczynają się uruchamiać obszary mózgu wcześniej nieaktywne i doskonale przeciwdziałają chorobom neurodegeneracyjnym.
Dostrzega pani jakieś zmiany w osobach, które zaczynają trenować?
Najbardziej widać radość, następuje poprawa humoru i ludzie zaczynają się do siebie uśmiechać. Jak już uda im się kopać piłkę tam, gdzie chcą, to nabywają przekonania, że są w stanie zrobić wszystko. Gwałtownie rośnie ich poczucie wewnętrznej mocy, decyzyjność, umiejętność szybkiej analizy sytuacji. Za zdumieniem patrzę, jak dziewczyny, które przychodzą wycofane, zamknięte i nieufne, nagle się otwierają i zaczynają rozkwitać.
Czy ta sprawczość i decyzyjność, jaką wyrabia w nich sport, przekłada się także na inne obszary ich życia?
Zauważam, że z wiekiem rodzi się więcej obaw i niepewności. Podejmowanie nowych wyzwań przychodzi trudniej. Systematyczne treningi w zespole mogą te zmiany zatrzymać, bo wzmacniają poczucie pewności siebie i własnej wartości. Widzę, że moje zawodniczki decydują się na przykład na zmianę pracy, naukę języków obcych czy kursy i szkolenia.
Zabiega pani o większą obecność kobiet w zarządach klubów sportowych. Dlaczego sądzi pani, że w zarządzaniu sportem ważna jest perspektywa kobieca?
Obecność kobiet w sporcie, w różnych rolach, jest istotna nie tylko jako wzorców dla dziewczynek. Jest znacząca także dla rodziców, którzy przyprowadzają dziewczynki na trening. Niezależnie od tego, jaka to będzie dyscyplina - piłka nożna, kosz, siatkówka czy biegi przełajowe, gdy rodzice widzą tam dorosłe kobiety w roli trenerek, sędzin czy prezesek, czują że dziewczynka będzie zaopiekowana. Jeżeli w zarządach klubów i wśród kadry trenerskiej nie ma kobiet, to dla rodzica jest sygnał, by córka nie wiązała zawodowej przyszłości ze sportem. Nie oszukujmy się, choć w sporcie jest wielu wspaniałych mężczyzn, którzy dla kobiecego sportu zrobili wiele dobrego, żaden z nich nie zrozumie wszystkiego, co łączy się z byciem kobietą.
Perspektywa kobieca często pomaga w zwalczaniu nierówności. Myśli pani, że w sporcie też może odegrać taką rolę?
To dla mnie oczywiste. Musimy otworzyć tę sferę życia na osoby starsze i z niepełnosprawnościami. Jeśli dzisiaj mówimy o sporcie, to w głowie niemal automatycznie pojawia nam się obrazek młodego, silnego sportowca lub sportsmenki. Marzy mi się, żeby te obrazki były bardziej różnorodne. Kobieca perspektywa może to spektrum poszerzyć. Jesteśmy przecież w sporcie obecne również jako matki, partnerki i kibicki i widzimy go z innej strony. W związkach czy klubach sportowych pracują fizjoterapeutki, kierowniczki zespołów, pracownice sekretariatów. Potrzebujemy docenienia, uwidocznienia ich pracy i perspektywy. Może to przynieść efekt większego upowszechnienia sportu, wykorzystania jego społecznego potencjału wzmacniania osób i całych grup społecznych. Tak więc, gdy się temu przyjrzeć uważniej – kobiet w sporcie jest wiele, z wyjątkiem zarządów. Tylko 10 procent kobiet zajmuje stanowiska decyzyjne, a zaledwie dwa procent ma wpływ na politykę sportową.
Ma pani pomysł, jak zmienić tę sytuację na bardziej równościową?
Jeżeli chcemy w pełni wykorzystać społeczny potencjał sportu, to powinniśmy stworzyć szeroką ofertę sportową dla wszystkich. Musimy kształcić kadry trenerskie w otwartości na osoby o różnych potrzebach, w różnym wieku i różnym poziomie sprawności. Aby to zrobić, trzeba zapewnić różnorodność w zarządzaniu sportem. Marzę o tym, żeby sport był miejscem dla wszystkich, takim które nie tylko wzmacnia fizycznie i psychicznie, ale też tworzy wspólnotę. To się da zrobić!
Ewa Szmitka
Współtwórczyni Klubu Sportowego KONTRA zrzeszającego piłkarki, siatkarki i koszykarki amatorki; członkini zarządu i piłkarka Zawiszy Rzgów; trenerka piłki nożnej z licencją UEFA B; pasjonatka, entuzjastka i promotorka piłki nożnej chodzonej; współautorka podręcznika dla trenerek i trenerów walking fubolu; z wykształcenia socjolożka.
Ewa była Gościnią 6 odcinka naszego podcastu #pozanurtem.
Tym razem rozmawiamy o kobietach i sporcie.
Dlaczego tak mało kobiet w Polsce uprawia sport? Czego się wstydzimy, a czego boimy? Porozmawiamy, o tym, które dyscypliny najlepiej wpływają na pobudzenia mózgu, a tym samym zapobiegają przed wieloma chorobami. Oraz co dokładnie oznacza hasło jednej z kobiecych drużyn sportowych, którą prowadzi Ewa: Nic nie musimy, wszystko możemy. Będzie również dużo o radości, wolność i niezależności.