Menu

Poparcie grupy daje siłę "Newsweek Psychologia" 5/2023

27 października 2023

Źródło: wywiad dla magazynu "Newsweek Psychologia" 5/2023. Opublikowano za zgodą redakcji.

Fot. Simon Lacon

Jeżeli masz poczucie, że stoi za tobą armia tobie podobnych, to możesz znacznie więcej, niż gdy stoisz sama, a wszyscy wokół mówią, że to co robisz, jest śmieszne. Nagle okazuje się, że dla tysiąca innych osób to nie jest śmieszne, tylko tak samo ważne jak dla ciebie – mówi Magdalena Wyrzykowska, członkini zarządu Fundacji Kobiety w chirurgii

Rozmawia: Małgorzata Mierżyńska

Małgorzata Mierżyńska: Chirurżka i członkini zarządu czy chirurg i członek zarządu - jak się pani przedstawia?

Magdalena Wyrzykowska: Zgodnie z płcią i zasadami gramatyki - chirurżka i członkini. Kiedy kobieta mówi o sobie w rodzaju męskim to po prostu niepoprawne, bo rodzaj nie zgadza się z płcią. To jest taka sama sytuacja, jakby facet mówił o sobie: jestem lekarką. Brzmi śmiesznie i dziwnie, żeby nie powiedzieć głupio. Tak samo, gdy ktoś mówi, że „włancza” światło, albo że musi coś „wziąść”.

Wiele kobiet mówi o sobie jednak: jestem chirurgiem, lekarzem, dyrektorem, bo ich zdaniem to brzmi poważnie, a chirurżka, lekarka czy architektka są dla nich śmieszne i na dodatek trudne to wymówienia.

Ja wtedy odbijam piłeczkę i pytam, dlaczego bycie dyrektorką oznacza mniejszy prestiż niż bycie dyrektorem? To słowo przeciwko słowu. Ktoś mi mówi, że to jest śmieszne, a ja mówię, że nie jest. Jeśli jakaś kobieta tak została wychowana, że odczuwa potrzebę mówienia o sobie w rodzaju męskim, trudno, nie jestem w stanie jej zmienić. Ja nie rozumiem, z jakiego powodu miałabym kobietę nazywać mężczyzną. Niech ktoś mi to wytłumaczy.

Mówią, że feministki skupiają się na żeńskich końcówkach, żeby podnosić swoje osobiste poczucie wartości, zamiast koncentrować się na sprawach naprawdę istotnych dla kobiet.

Co jest złego w podbijaniu poczucia własnej wartości? Dlaczego kobiety mają tego nie robić? Bo mamy wpisane, że powinnyśmy być skromne, miłe, uległe, nie wychylać się przed szereg i wszystkim podobać? Żeby nikt nie powiedział, że jesteśmy nadęte wariatki albo feministki? Feminatywy to jest zresztą tylko wierzchołek góry lodowej. Język kształtuje świadomość i to, w jaki sposób postrzegamy i opisujemy świat. Dlatego jest ważny. Możemy posługiwać się dziesięcioma słowami na krzyż i pewnie się jakoś dogadamy, na zasadzie: daj jeść, daj pić, ciepło, zimno. Ale możemy używać ładnego literackiego języka i wtedy otoczenie może nam wypięknieć. Używanie feminatywów powoduje, że automatycznie włączamy kobiety do życia publicznego, także do tych jego dziedzin, które dotychczas zwyczajowo uznawane były za męskie, więc końcówki żeńskie nie były w nich potrzebne.

Chirurgia była właśnie jedną z takich dziedzin. Czy to ciągle wyłącznie męski świat, mimo zmian, które zachodzą w świecie?

Oj, zdecydowanie tak, ale coś drgnęło - dużo kobiet zaczęło specjalizację z chirurgii, więc za kilka lat na pewno będzie ich więcej. To już trwały trend, a siła grupy spowoduje, że będziemy miały coraz więcej do powiedzenia w tym zawodzie. I być może naturalnie, drogą ewolucji, szanse się wyrównają.

Fundacja Kobiety w chirurgii mają to przyspieszyć?

Dwa i pół roku temu, gdy zakładałyśmy fundację, powodowała nami głównie frustracja i złość. Czułyśmy, że odbiera nam się szansę na realizację w zawodzie, że jako kobiety mamy trudniej. Chociażby ze względu na macierzyństwo. Kobiety z góry są na nierównej pozycji ze względu na role opiekuńcze, którymi się je obciąża i z powodu naszej biologii to się nigdy nie wyrówna. Jestem więc przeciwniczką opowiadania bajek o tym, że jak się chce, to wszystko można. Kobiety zachodzą w ciążę, rodzą dzieci, a potem opiekują nimi aż do chwili, gdy te osiągną samodzielność. To powoduje, że zawsze mamy bardziej pod górkę. W chirurgii przeszkadza nam też pobłażliwe podejście do kobiet, traktowanie nas w najlepszym razie jako egzotyki czy maskotki, ale na pewno nie jako osoby, które mogą poważnie rozważać karierę w zawodzie. Stykałyśmy się z tym na co dzień i to był bezpośredni powód, dla którego stwierdziłyśmy, że założymy fundację. Nasza prezeska, Małgorzata Nowosad chciała stworzyć organizację, która pomagałaby kobietom pracującym w specjalizacjach zabiegowych w finansowaniu kursów i szkoleń zawodowych. Zależało nam na tym, by nie tylko zbudować społeczność, ale też miejsce, w którym kobiety naszej specjalizacji mogłyby szukać pomocy w finansowaniu szkoleń czy wyjazdów naukowych. Każda z członkiń zarządu jest skupiona na czymś innym, ale myślę, że wszystkie jesteśmy zgodne co do tego, że najważniejsze jest dla nas zwiększanie kwalifikacji kobiet. To daje im większą pewność siebie, poczucie sprawczości w tym zawodzie i wyższe kompetencje, czyli to wszystko, co się przekłada później na ich szanse i konkurencyjność na rynku pracy. Dla mnie osobiście
najważniejsze jest budowanie społeczności. Myślę, że jeżeli masz poczucie, że stoi za tobą armia tobie podobnych, to możesz znacznie więcej, niż gdy stoisz sama, a wszyscy wokół mówią, że to co robisz jest śmieszne. Nagle się okazuje, że dla tysiąca innych osób to nie jest śmieszne, tylko tak samo ważne jak dla ciebie. Poparcie grupy daje siłę.

Powiedziała pani, że jednym z głównych celów fundacji jest organizacja kursów doszkalających kobiety w specjalizacjach zabiegowych, ale przecież to powinno być zadanie szpitali.

Owszem, tylko że kiedy firma nie chce w nas inwestować, a my chcemy się w tym zawodzie realizować, to zamiast czekać aż dojdzie do zmiany mentalnej, wolimy nie bić głową w mur, tylko postawić drabinę.

Czy chce pani przez to powiedzieć, że w ochronie zdrowia mężczyźni mają dużo łatwiejszy dostęp do szkoleń niż kobiety?

To nie musi być zasada, ale w szpitalu, w którym pracowałam, tak było. Koledzy mieli przed nami pierwszeństwo. Nikt tego oficjalnie nie uzasadniał kwestią płci, ale kobiety odczuwały, że to ona właśnie leżała u podłoża decyzji kwalifikujących np. na wyjazdy naukowe. Z jakiegoś powodu żadna kobieta, z którą tam pracowałam, nie zrobiła w tym szpitalu kariery chirurgicznej ani naukowej, a większość z nich znałam osobiście i nie widziałam u nich braku kompetencji. Mimo to ich koledzy dostawali szansę rozwoju, a kobietom jej odmawiano.

Mówi pani o konkretnym szpitalu, ale badania „Liczymy się”, jakie przeprowadziłyście wśród chirurżek i instrumentariuszek dowodzą, że nie był to przypadek jednostkowy.

Postanowiłyśmy przeprowadzić takie badanie, by przekonać się, czy doświadczenia dyskryminacji i złego zarządzania kadrami, jakie wyniosłyśmy z Małgorzatą Nowosad z wielkiego szpitala klinicznego, to reguła w ochronie zdrowia czy raczej wyjątek. Chciałyśmy wysondować środowisko i poznać realne problemy, z jakimi borykają się kobiety w specjalizacjach zabiegowych.

Czego się dowiedziałyście?

Pielęgniarki skarżyły się na dyskryminację ze strony chirurgów i niesprawiedliwy system wynagrodzeń. Staramy się do tego odnosić, bo dostrzegamy, że przepaść ekonomiczna między grupami zawodowymi w ramach tego samego zespołu, powoduje poczucie podległości i dominacji jednej grupy nad drugą. Bardzo trudno jest pracować w grupie, dzielić się odpowiedzialnością i jednakowo się angażować w pracę, gdy istnieje ogromny rozdźwięk finansowy wśród członków zespołu, kiedy jedna grupa czuje się poszkodowana kosztem drugiej. Rezydentki skarżyły się też na mobbing, szantaże, jakich dopuszczał się
wobec nich dyrektor, że jeżeli nie będą wykonywać dodatkowych zadań nie związanych z programem specjalizacji, to im jej nie zaliczy lub nie wyrazi zgody na planowe urlopy. Kobiety zwracały uwagę na niestosowne komentarze ze strony przełożonych: zwracanie się do rezydentek per „Dziewczynki”, narzekanie, że są „cały czas albo w ciąży albo na urlopie macierzyńskim”, trudności z dostępem do operacji, bo czas przeznaczony na naukę zabiegów musiały spędzać na czynnościach administracyjnych albo w izbie przyjęć. Skarżyły się na kary, jakie dostawały od przełożonych, w postaci odsuwania od zabiegów i tygodni pracy na tak zwanym zapleczu. To ich spotyka za niesubordynację, niewykonanie bezkrytycznie czyjegoś polecenia, czy podjęcia dyskusji w swojej obronie. W szpitalu młodych ludzi często traktuje się jak niewolników. Akt sprzeciwu, nawet kiedy ktoś nas obraża albo na nas krzyczy i chcemy po prostu odezwać się w swojej obronie, jest traktowany jako bezczelność. Zdarza się, że potem za karę nie możemy wykonywać operacji. To jest w Polsce niestety standard w bardzo wielu szpitalach. Ja kiedyś przez ponad dwa miesiące ani razu nie mogłam wejść na blok operacyjny, poza dyżurami, kiedy oczywiście musiałam. Nie przydzielano mnie do planowych operacji. Wyłącznie wypełniałam papiery, robiłam wypisy, przyjęcia, uzupełniałam dokumentację medyczną, bo tak postanowił ordynator odcinka, na którym pracowałam. W bardzo wielu miejscach cały czas tak jest – ordynator dzieli i rządzi.

Dlatego teraz ruszacie z akcją Ostre cięcie przeciwko dyskryminacji?

Tak, to jest wyraz buntu przeciwko zwalczaniu wszelkiej inności – odrębności zdań czy mniejszościom w medycynie zabiegowej. Marzy nam się, by takie zachowania eliminować.

Dyskryminację chirurżek przez chirurgów i podwładnych przez przełożonych?

Dyskryminację w obu tych przypadkach, ale też osób z trudną sytuacją rodzinną przez tych, którzy mają w życiu taki komfort, że nie muszą się nikim opiekować – nie mają dzieci, chorego partnera albo niedołężnych rodziców. Takie obowiązki w naszym społeczeństwie zwyczajowo zrzuca się na kobiety. Ale sytuacji dyskryminacyjnych jest dużo więcej. Pojawiają zawsze wtedy, gdy jakaś uprzywilejowana grupa chce ukarać kogoś, kto jest w mniejszości.

W jaki sposób chcecie to zmienić?

Przede wszystkim staramy się dodawać kobietom pewności siebie, na przykład poprzez działania podnoszące kwalifikacje zawodowe. Kiedy czują się mocne i kompetentne w pracy, stają porządnie na dwóch nogach i rośnie w nich wewnętrzna moc. To jest bardzo ważny aspekt naszej działalności, obok szerzenia świadomości, czym są dyskryminacja, mobbing czy molestowanie. W niektórych placówkach ochrony zdrowia działają co prawda nawet komisje anty mobbingowe, ale gdzie ma się zwrócić mobbowana kobieta, skoro w takim gremium zasiada często ten, który ją mobbuje lub jego kolega? Chcemy by wiedziały, że Kobiety w chirurgii są właśnie taką fundacją, do której mogą przyjść z podobnymi problemami. Pomagamy je rozwiązać i przełamać najgorsze poczucie, jakie można mieć w życiu - totalnej bezsilności.


Fundacja Kobiety w chirurgii jest organizacją non- profit, której celem jest poprawa sytuacji kobiet w polskiej medycynie zabiegowej. Zajmuje się doradztwem prawnym i psychologicznym, prowadzi szkoleni zawodowe, skupia społeczność osób, które wzajemnie się wspierają i inspirują. Misją Fundacji jest wpływanie na jakość polskiej medycyny poprzez poprawę warunków pracy medyczek i medyków, budowanie różnorodnych zespołów oraz zwalczanie mobbingu i dyskryminacji w miejscu pracy.

KWCH_Zarzad_SimonLacon
Zespół Fundacji Kobiety w chirurgii (od lewej) - Katarzyna Budzyńska, Anna Siedlik, Magdalena Wyrzykowska, Małgorzata Nowosad, Julia Stryjek. Foto: Simon Lacon

Cykl powstaje we współpracy z fundacją Magovox. Prezentujemy w nim rozmowy z osobami, które wspierają sprawczość kobiet i dziewczynek. Szczególnie ważne są dla nas działania w małych miastach oraz na terenach wiejskich. To cykl wywiadów, w których wybrzmiewa głos polskich aktywistek i aktywistów o współczesnym świecie. Fundacja Magovox to inicjatywa Małgorzaty Rutkowskiej, która wspiera kobiety i dziewczynki, aby mogły stanowić o sobie oraz uwierzyć we własną siłę, empatię i sprawczość. Wszystkie działania, które współtworzy fundacja, osadzone są na trzech filarach:

Kobiety-Edukacja-Demokracja.

Więcej informacji: www.magovox.pl